Niby dwie kotki to nie stado….. ale dwie kotki + kocięta (np. 6 kociąt do 12) i to wszystko na 45 m2 nie licząc domowników (w tym dzieci) – uwierzcie…… to ogromne stado!!!
Dopóki kocięta są malutkie to
ie ma problemu. Rozstawiam im kojec materiałowy na stelarzu z kilkoma wejściami. Tam kotki się kocą i tam pielęgnują i karmią maluchy, prawie nie wychodzą z kojca przez pierwsze dwa tygodnie. Następnie odwracam kojec tak, by było otwarte wejście od góry – kotki mogą swobodnie wchodzić i wychodzić, natomiast stawiające swe pierwsze kroki kociaki nie wyjdą przez przypadek. Taki stan rzeczy jest do ok 4 tygodnia brzdąców. Niby jeszcze nieporadne, ale na tyle sprytne, że zaczynają wchodzić do góry po materiałowym kojcu, a ostre jak szpileczki pazurki wbijają się w płótno i maluchy się zaczepiają. Mniej więcej również w tym czasie kotki wychodzą z kojca i nawołują swoje dzieci – chcą je wyprowadzać na spacer, tak by ćwiczyły chodzenie już na większej przestrzeni (przypuszczam, że w takim wieku kotki wyprowadzają w naturze swoje potomstwo na świat z legowiska) – jest to znak, że należy zmienić kojec. Przez następne 2-3 tygodnie kociaki mają teren ogrodzony kojcem, zbudowanym z metalowych ścianek. Dostają swoją kuwetę i domek z drapakiem oraz miseczkę z wodą i karmą. Zaczyna się okres doskonalenia chodzenia, zabawy, skakania. Tu uczą się korzystania z kuwety – i wszystko mam na oku i pod kontrolą. Jest to dla mnie najlepszy okres w wychowywaniu kociąt. Smyki są już przeurocze i cieszą oko na każdym kroku, nie muszę się martwić, że zrobią sobie krzywdę lub że wymkną się z domu jak ktoś będzie wchodził lub wychodził, że pogryzą kable….. no… jak z dziećmi…. same obawy. Wreszcie przychodzi moment „ekspansji terytorialnej”. Wystarczy, że jeden szatan postanowi naśladować matkę i górą wyskoczyć – oczywiście nie przeskoczy ścianki o wysokości 60 cm. Nie szkodzi, wystarczy, że wskakuje na ściankę jak najwyżej i którąś łapką znajdzie podparcie na poprzeczce….. no i gotowe…., a ze szczytu ścianki zeskoczyć, to już tylko formalność. Za szatanem idzie reszta i w pewnym momencie zaczynam się orientować, że to nie przypadek – tylko owa „ekspansja terytorialna”!!! Od tej chwili zaczyna się najtrudniejszy etap, kocięta wszędzie i o każdej porze dnia i nocy – jedyny pozytyw, że załatwiają się do kuwety. Nie chwaląc się, wykorzystałam taktycznie ekspansję: kojcem odgradzam wtedy strefy ”0”, czyli: szafkę z telewizorem i sprzętem (+kable) i pokój dzieci – kocięta nie mają ochoty z powrotem wskakiwać do kojca, więc nie wchodzą w zakazane strefy – i tyle mojego. Teraz jest to naprawdę stado jedzących (i nie tylko), biegających, bawiących się w środku nocy papierkami, grzechotkami, piłeczkami i czymkolwiek co nadaje się do zabawy. W takim przypadku okazuje się niezbędny duży drapak. Na początku trzeba je tam wkładać, ale potem okazuje się azylem i najlepszym miejscem do spania i zabawy.
I tyle radości i stada tylko z dwóch kotek… hm….. co mają powiedzieć inni?
Joanna Wodowska-Stanisławska
www.zooli.pl
hodowla@zooli.pl